To co wydarzyło się kila miesięcy wcześniej zmieniło jej
życie na dobre, Hermiona Granger teraz już nie była sobą, ani nawet cieniem
dawnej siebie. Teraz otoczona przez te wszystkie piękne i niezmiernie drogie
rzeczy czuła się przytłoczona swoim życiem, osamotniona jak nigdy dotąd, mimo
otaczających ją przyjaciół. O tak, mogła powiedzieć że Ginny, Narcyza jak i
Mila są jej najdroższymi przyjaciółkami, bez których nie byłaby wstanie
przetrwać ani jednego dnia, od dnia jej „wymarzonego
ślubu”, lecz nie tego jej brakowało. Chciała się zakochać, być dla kogoś całym światem,
wyjść za tą osobą i być z nią dopóki ich śmierć nie rozłączy. Doceniała wszystkie
wysiłki jakie zostały włożone ze strony dwóch kobiet, jak podnosiły ja na duchu
i jak o nią dbały, ale Draco Malfoy każdego dnia przypominał jej kim dla niego
jest i dlaczego znajdują się w takim położeniu, a nie innym.
Teraz otoczona przez wielu
ludzi, stoi po środku niezwykle eleganckiego pomieszczenia robiąc za jakiś
niebywały eksponat na wystawie sztuki czy chociażby w zoo jako piękny,
egzotyczny ptak. „Szkoda, że zamknięty w
złotek klatce” Przemknęło jej przez
myśli. Lustrowała wzrokiem wszystkich ludzi bogato ubranych w najlepsze i
najdroższe tkaniny na świecie, jej nigdy wcześniej nie byłoby stać na taki
rodzaj przyjemności, teraz jednak zakupy i wydawanie bez potrzeby dużej sumy
pieniędzy, które należały do jej męża, na ubrania, dodatki, kosmetyki czy
zostawiane ogromnych napiwków w restauracjach sprawiały jej przyjemność. Po
pierwsze wspomagała tym gospodarkę, po drugie poprawiała kelnerom humor i sytuację finansową, a po
trzecie i najważniejsze denerwowała tym Malfoya. O tak, uwielbiała go
wyprowadzać z równowagi, złościć czy też sprawiać, aby poczuł się zażenowany w
towarzystwie ważnych osobistości. Dawało jej to ogromna satysfakcję i upewniało
w przekonaniu, że to co kiedyś między nimi zaszło wcale nie miało znaczenia, a
Dracon jest zwykłym egoistą i osobą bez serca. Zdarzały mu się przebłyski dobroci i
okazywania miłości, lecz tylko i wyłącznie dla jednej osoby. Mila. To ta mała
istotka zdołała roztopić lód wkoło serca młodego arystokraty. Śmiało można
powiedzieć, że była całym jego światem, oczkiem w głowie. Nie szczędził jej ani
grosza, miała wszystko czego potrzebowała, a nawet i dwa razy więcej. Często
Hermiona przyłapywała się na patrzeniu z utęsknieniem na mężczyznę z
dziewczynką kiedy razem bawili się w wielkim ogrodzie przy ich posiadłości.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej nigdy nie będzie dane mieć
dzieci, że jej ukochany będzie się bawić z ich córką czy synem tak jak Dracon z
Milą. Wiedziała o tym, lecz z własnej woli weszła w ten dobry układ. Dobry? Tylko
dla kogo? Dla Dracona Malfoya na pewno, nawet dla Ginny, ale nie dla niej. Już
nigdy nie uwolni się z tej klatki. Już na zawsze pozostanie Hermioną Malfoy,
Hermioną ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, który pojawia się tylko
kiedy drzwi do ich domu zostają otworzone. Straciła nadzieję na normalne życie
z dniem kiedy powiedziała im swoje pierwsze tak, z każdym następnym było już
tylko gorzej.
- Ty nie rozumiesz! Jesteś zwykłą nic nie wartą szlamą
Granger, kiedyś nawet przez myśl mogło mi przejść, że coś tam nawet wiesz na
temat magii, ale te czasy minęły bezpowrotnie. Jesteś bezużyteczna, a do tego
stanowisz problem, który można rozwiązać tylko w jeden sposób – Draco krążył po
salonie z Małą na rękach jak burza, miotając piorunami w stronę brązowowłosej.
- Malfoy uspokój się, bo jeszcze Mila się przestraszy –
matka dziecka czułym spojrzeniem obdarowała istotkę, która mocno obejmowała
blondyna i patrzyła na pozostałe osoby w pokoju z czystą obojętnością. Jej jasna cera mocno kontrastowała
z ciemnymi oczami oraz włosami, a malinowe usta od razu rzucały się w oczy.
Popatrzyła na trzy kobiety siedzące na sofie i mocniej wtuliła się w ciało osoby,
która jak jej się wydawało, kochała ją najmocniej.
„ Czy Hermiona Granger nosi już nazwisko Malfoy? Czy ta mała śliczna
istotka w wózku to pierworodna córka Malfoya?”.
Zdjęcie przedstawiało właśnie
Hermionę pchającą wózek pod Malfoy Manor, kiedy wracały ze spaceru w pewne słoneczne
popołudnie. I wtedy to właśnie, wszystkie jego problemy się skumulowały. Stał i tulił do siebie swoją prawię córkę i
patrzył z niedowierzaniem na kobiety. Ginny ze łzami, Narcyza ze smutkiem, a Hermiona
z przerażeniem w oczach siedziały i nie odzywały się. Po co jeszcze dodatkowo
prowokować wkurzonego?
- Widzę tylko jedno wyjście z tej sytuacji Granger. Na
wyjście z twarzą, moją oczywiście, lecz Tobie i tak nic lepszego by się nie
przytrafiło. – spojrzał na nią z pogardą z jaką nigdy wcześniej na nią nie
patrzył- otóż ogłosimy, że od kilku miesięcy jesteśmy małżeństwem- tu się
skrzywił – a Mila jest naszą córką, i nawet nie protestuj Weasley bo rozwiązuje
to od razu wszystkie Twoje problemy.
Ginny opuściła głowę, a Hermiona nie
mogła uwierzyć w to co usłyszała. Miała związać się z Malfoyem, z Mlafoyem
który uprzykrzał jej na każdym ich spotkaniu, no może prawie na każdym. Była
pewna, że gdyby sytuacja do tego by go nie zmusiła nigdy by nie wpadł na tak
idiotyczny pomysł, lecz teraz musiał wyjść z tego z twarzą, a przy okazji
ocieplić wizerunek. Małżeństwo ze szlamą było najlepszą opcją, do tego
zachowany w tajemnicy ślub i trzymana w sekrecie wiadomość o mniemanym potomku
rodu Malfoy. Czysta Moda na Sukces, gdzie sukces był gwarantowany. Nie chciała
tego, z całego serca, chciała o nim zapomnieć o ich namiętnym pocałunku, o jego
dotyku i przyspieszonym biciu serca, o jego nieodgadnionych oczach i wybuchowym
temperamencie. Z drugiej strony chciała pomóc Ginny, sama nie miała już szans
na normalne życie, nie po tym co przeszła, lecz jej przyjaciółka ciągle miała
na to szansę, wystarczyło się tylko zgodzić, a panna Weasley dostanie czysta
karę.
-TAK, zgadzam się – wychrypiała cicho dziewczyna. Narcyza
Malfoy spojrzała na nią z niedowierzaniem, a rudowłosa z wdzięcznością i
podziękowaniem.
-Jakby
Twoje zdanie co najmniej miało jakieś znaczenie Granger.
Popatrzyła w lustro, w którym odbijała się jej sylwetka, a tuż za nią sylwetka jej męża rozmawiającego
z osobą z Ministerstwa popijając Ognistą Whisky. „Przez ten czas, niewiele się
zmienił”. Dziewczyna od razu skarciła się za te myśli, obróciła się na
pięcie i wyszła z salonu.
Wdział jak smutnym wzrokiem omiata pomieszczenie i udaje się w kierunku
drzwi, aby po chwili bez zastanowienia
przez nie przejść. Przeprosił swojego rozmówcę i podążył za żoną…
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, ale to chyba za mało...
Ojeju, ojeju, ale się dzieje! Wszystko zaczyna mi się rozjaśniać, bo ostatnio zbyt bardzo nie wiedziałam o co chodzi. :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wreszcie dodałaś ten rozdział, bardzo mi się spodobał.
Tylko to chłodne traktowanie Hermiony, przez Mafloy'a... O co chodzi..?
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że pojawi się szybciej :P
niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
Pozdrawiam, M.
no to się pokomplikowało, tego się zupełnie nie spodziewałam
OdpowiedzUsuń